Są trzy słowa, które wywołują ciarki na plecach każdej przyszłej matki: poród, połóg i laktacja. O moim porodzie wiecie już (prawie) wszystko, o połogu nie wiem, czy mam coś konkretnego do opowiedzenia, a laktacja… Laktacja to jest sztos. Nie żartuję, karmię piersią od 4 miesięcy i wbrew wszelkiej logice i wszelkim obawom (no bo jak to, po cesarce) – poszło jak po maśle.
Nie wiem, czy to zasługa mojego niezwykle łakomego
zdolnego dziecka, czy też odpowiedniej opieki i wsparcia po porodzie, a może po
prostu mojego nastawienia, bo jak już cały plan porodu się posypał to uparłam
się, że chociaż udana laktacja będzie moją nagrodą pocieszenia… No i fajna taka
nagroda, bo mogę się nią cieszyć za każdym razem, kiedy karmię, a to czasami nawet
kilkanaście razy na dobę ?
Tak się składa, że trwa właśnie Międzynarodowy Tydzień Karmienia Piersią, a ja i tak miałam w planach prędzej czy później coś o karmieniu piersią napisać. I tak oto, z bąbelkiem (nomen omen) na piersi (skutecznie spacyfikowanego z pomocą chusty) siadam i odpowiadam na pytanie, które (gdyby czytało mnie trochę więcej osób niż moja mama i garstka znudzonych znajomych) rozgrzałoby opinię publiczną do czerwoności.
A mianowicie…
Dlaczego karmię, gdzie popadnie?
Nie mam wyjścia
Taka już jest niemowlęca natura (oraz obecnie obowiązujące wytyczne), że karmi się na żądanie. Jak płacze – to się karmi. Jak jeszcze nie płacze, ale zaraz będzie – najlepiej nakarmić. Jak ssie piąstkę tak zawzięcie, że za chwilę dociumka się do kości – warto nakarmić zanim będzie za późno.
Co więcej, dziecko to nie passat, że tankujesz do pełna i jedziesz na jednym baku z Olsztyna do Kiszyniowa i z powrotem. Niemowlę ma mały brzuszek i nawet jak przed samym wyjściem nafutruje się jak dzikie na zapas, to nie daje gwarancji, że za godzinę, a może nawet pół, nie będzie potrzebowało małej powtórki.
Nie mam sumienia…
… odmawiać dziecku, szczególnie że pierś to nie tylko jedzenie, ale też jedyne, co do pewnego momentu maluch pije. Teraz akurat mamy lato i – choć momentami niezbyt upalne – nie wyobrażam sobie, że ktoś miałby decydować za mnie, kiedy i czy w ogóle mogę napić się wody w trakcie spaceru. Z czystej empatii, ale i zdrowego rozsądku: im cieplej, tym częściej karmię, a co za tym idzie – w wielu różnych miejscach.
Wstydu też nie mam
Nigdy nie byłam przesadnie wstydliwa. Mam w swojej garderobie i takie ubrania, które eksponują piersi dużo bardziej niż podczas karmienia. Nie czuję więc potrzeby przesadnego ukrywania się z tym, że karmię piersią. Ba, konieczność odkrycia kawałka ciała nie jest dla mnie wystarczającym powodem, żeby moje dziecko posiłki poza domem musiało jadać z pieluchą na głowie.
Jakąś pieluszkę mam oczywiście zawsze ze sobą i gdyby pewnego dnia ktoś postanowił dać upust swoim negatywnym emocjom wywołanym przez widok niemowlęcia karmionego w miejscu publicznym… chętnie użyczę. Można sobie oczy zawiązać, skoro odwrócenie wzroku (o poukładaniu w głowie nie wspominając) jest takie trudne.
I nie mam skrupułów!
Karmię, gdzie akurat wypadnie, bo nie po to wychodzę z dzieckiem z domu, żeby zaraz na łeb, na szyję wracać i nie zdążyć się nawet nacieszyć świeżym powietrzem czy kawą z przyjaciółką.
Tak jak się odgrażałam: nie pożyłam na zapas i teraz staram się żyć normalnie, choć z dzieckiem. Sądzę, że byłoby to dużo prostsze, gdyby nie… (wcale nie to, że karmię, co to to nie) pandemia. Ale i tak nieskromnie uważam, że idzie nam całkiem dobrze.
Mam za to… wywalone
Nie, nie tylko cycki.
Bo jakoś nie wyobrażam sobie, żeby o tym, czy, gdzie i kiedy mogę nakarmić moje dziecko decydował co piąty Internauta, dla którego jest to widok niesmaczny czy oburzający. Niesmaczne to są marcepanowe Merci, a oburzające – 70 milionów wyrzuconych w błoto na wybory, które się nie odbyły.
Ale jeśli kogoś ten widok tak bardzo mierzi – zawsze może wyjść do toalety. A ja sobie w tym czasie spokojnie nakarmię dziecko, bez stresu i krzywych spojrzeń.
I tego sobie i wszystkim karmiącym życzę.