Archiwalne: Klucha Leniwa DUSZA

Misja Licencjat – fakty i mity

blog2

Jest takie porzekadło (a jeśli go nie ma, to niniejszym powstaje), że im więcej masz do roboty, tym większe prawdopodobieństwo, że napiszesz nowy tekst na blogu. U mnie zasada ta sprawdza się doskonale, gdyż moja blogowa aktywność rośnie odwrotnie proporcjonalnie do czasu, który pozostał mi do napisania i złożenia pracy licencjackiej.

Pozostając jednak w temacie rodzących się w bólach czterdziestu stron, które zapewnią mi brzmiący niezbyt prestiżowo tytuł licencjata i nieco lepiej brzmiące miano człowieka z wykształceniem wyższym, postanowiłam podzielić się z Wami garścią faktów i mitów na temat realizacji MISJI LICENCJAT.

MIT:

Wszędzie dobrze (pisać licencjat), ale w domu najlepiej

Ci bardziej sprawni intelektualni czytelnicy z pewnością wykryli w powyższym zdaniu nie jeden, a dwa błędy – przede wszystkim licencjat to nie nowa torebka, z którą masz od razu ochotę pokazać się na mieście i dumnie zasiąść w kawiarni, nikt nie robi tego dla przyjemności i wiekuistej chwały. Po drugie, ze wszystkich nieodpowiednich miejsc, rodzinny dom jest w samej czołówce, zaraz po autostradzie i operze. Dziesiątki spraw do załatwienia przy okazji Twojej wizyty sprawią, że równie dobrze zamiast książek i laptopa mogłaś przywieźć skrzynkę jabłek. No chyba, że jesteś z Grójca, wtedy skrzynkę przywieziesz ze sobą z powrotem do Warszawy.

FAKT:

Nie warto za bardzo przejmować się swoim licencjatem

Od trzydziestu do pięćdziesięciu stron wypocin, z których duża część to Twoja interpretacja słów podkradzionych komuś mądrzejszemu, nie powinno stanowić zbyt dużego wyzwania dla człowieka, który jednak jakimś cudem na tych studiach wyższych się znalazł. Warto też pamiętać, że w porównaniu z tym, co być może czeka Cię w przyszłości, licencjat to naprawdę nie taki big deal, przez który się nie śpi, nie je i w ogóle nie żyje.

MOpzolg - Imgur

Uwaga: Postawa ta działa tylko w przypadku niektórych modeli promotora, reklamacji nie uwzględnia się.

MIT:

Długi weekend to idealny moment na napisanie licencjatu

Ani Wielkanoc, ani święta Bożego Narodzenia, ani nawet majówka. Legenda głosi, że ktoś kiedyś w pełni produktywnie wykorzystał zagwarantowane ustawowo dni wolne od pracy i szkoły, ale osoba ta nie miała rodziny, przyjaciół, telewizora ani dostępu do Internetu.

FAKT:

Nie da się napisać licencjatu w jeden weekend

W jeden rzeczywiście mogłoby być trudno (chyba że spełnia się warunki opisane w poprzednim punkcie), ale dwa albo trzy weekendy brzmią całkiem rozsądnie. W gruncie rzeczy znacznie więcej czasu zajmuje zmuszenie się do pisania niż samo pisanie, jeśli więc uporałeś się już z pierwszym zdaniem, to istnieje duża szansa, że kiedyś dobrniesz i do ostatniego. Oczywiście zakładając, że w międzyczasie nie dotrze do Ciebie bezsens tego, co robisz i nie postanowisz rzucić studiów i wyjechać do Norwegii, by w spokoju łowić łososie.

MIT:

Licencjat pomoże Ci schudnąć

Usłyszałam kiedyś od kogoś, że cały ten stres i życie w pośpiechu związane z pisaniem pracy licencjackiej to idealny sposób na zgubienie paru zbędnych kilogramów. Bzdura. Nic tak nie pomaga w pisaniu, jak świeżo otwarte Pryncypałki albo czekoladowe gwiazdki czy inne M&M’sy. Przyznaję jednak, że nigdy nie miałam takiej ochoty na krótkie przerwy na rozruszanie kości, podczas których nawet minutowy plank zdaje się być przyjemnym wytchnieniem.

A teraz przyznajcie się – czy są na pokładzie inni walczący z MISJĄ LICENCJAT? Koniecznie dajcie znać, z jakimi jeszcze mitami możemy się rozprawić. A tymczasem – do pracy, rodacy.

Typing.gif