Archiwalne: Klucha Leniwa LUDZIE

4 rzeczy, których nie zdążyłam zrobić przed dwudziestką, ale jeszcze nie wszystko stracone

aging_personality

O przeterminowanych planach i marzeniach rozmawialiśmy ostatnim razem. Dzisiaj więc, tak jak obiecałam, zajmiemy się tymi rzeczami, których wprawdzie nie zdążyłam zrobić przed dwudziestką, ale nie wszystko jeszcze stracone…

Do trzydziestki zostało mi bowiem trochę czasu, może więc tym razem się wyrobię.

Dorosła już ze mnie babka – przynajmniej tak twierdzą mój dowód osobisty, moja babcia i Urząd Skarbowy – a jednak wciąż upływający czas wywołuje u mnie dość ambiwalentne uczucia. Z jednej strony czuję, że wreszcie moja metryka powolutku dogania moją od zawsze starą duszę. Z drugiej jednak z przerażeniem patrzę na pierwsze oznaki utraconej jędrności skóry i zmniejszonej tolerancji na słodycze i laktozę.

Coraz więcej mogę, ale też coraz więcej muszę. Coraz więcej umiem, ale coraz bardziej się boję. Wiele jest rzeczy, które chciałabym mieć tu i teraz, a jednak ciągle to jeszcze nie ten moment, jeszcze za wcześnie, jeszcze za mało. Nie za bardzo przepadam za postanowieniami, gdyż rzadko kiedy ich dotrzymuję. Nie przeszkadza mi to jednak w przygotowaniu skromnej listy rzeczy, o których skrycie marzę już od jakiegoś czasu i z którymi bardzo chciałabym wyrobić się jeszcze w trzeciej dekadzie życia. Czy zdążę? Dajcie mi jakieś sto miesięcy (i/lub tysięcy), a zobaczymy jak to się potoczy.

Rzeczy, których nie zrobiłam przed dwudziestką, ale może do trzydziestki się wyrobię

Tatuaż

W przeciwieństwie do dredów czy piercingu, moje marzenie o posiadaniu tatuażu jest równie silne, co pięć czy dziesięć lat temu. Stety-niestety równie silna (a nawet silniejsza) jest świadomość, że dobry tatuaż musi swoje kosztować. Ukończone osiemnaście lat i względnie stały dopływ gotówki to jednak nie wszystko – po pierwsze, zawsze znajdzie się coś ważniejszego, na co niezwłocznie ową gotówkę trzeba wydać; po drugie, jakoś z wiekiem zmniejsza mi się odporność na ból i boję się, żeby wstydu nie było jak wybiegnę z salonu z płaczem, za to bez tatuażu.

Książka

Prawdopodobnie marzy o tym co drugi polski bloger czy blogerka, ale podobno jak się popieści to się wszystko zmieści i dla wszystkich starczy miejsca. Moja przygoda z pisaniem sięga mniej więcej roku 1999, kiedy to rodzice kupili nasz pierwszy domowy komputer, a moim ulubionym zajęciem stało się pisanie krótkich historyjek w Notatniku i ilustrowanie ich w Paincie. Pierwszą (i jak dotąd ostatnią) napisaną i skończoną przeze mnie książką była powieść zatytułowana ,,Aurelia” – absolutny plagiat ,,Ani z Zielonego Wzgórza”, która akurat w owym czasie wpadła mi w ręce. Od tamtej pory regularnie miewam mniej lub bardziej oryginalne pomysły na dłuższe formy pisane niż notki na blogu, niestety jeszcze żadnej nie udało się wyrosnąć bardziej niż do 20 stron A4. Nie tracę jednak nadziei, że wreszcie odpowiednio ukierunkuję skumulowaną we mnie energię i wenę twórczą i pochwalę się choćby nowelką własnego autorstwa. Nawet gdybym miała potem niesprzedanym nakładem obdarować całą rodzinę, znajomych, rodziny znajomych i znajomych rodziny.

Dzieci

Nie rozumiem ludzi, dla których posiadanie dzieci to tylko metoda powiększenia kapitału emerytalnego. Ja po prostu chciałabym mieć co najmniej jedno, a jak mi się spodoba, a Sympatyczny nie będzie protestował, to nawet trójkę. I zawsze powtarzam znajomym – choć patrzą na mnie potem nieco podejrzliwie –  że pierwsze wolałabym mieć teraz niż po trzydziestce, bo widząc tempo starzenia się mojej duszy i kręgosłupa to po trzydziestce po prostu nie będę się już do tego nadawała.

tumblr_np7cemZpWW1tsokrpo7_250

Porządek w głowie

Tu nie chodzi o totalne fiu-bździu w głowie, z którego chciałabym bezboleśnie wyrosnąć, ale raczej o drobne dziwactwa, natręctwa i absurdalne lęki, nieco kładące się cieniem na mojej zdolności racjonalnego i logicznego myślenia. Podejmowanie decyzji, panowanie nad stresem i doprowadzanie rzeczy do końca to umiejętności, na które chciałabym mieć w głowie osobne szufladki, żeby zawsze były pod ręką i nie mieszały się z innymi, bo jeszcze się pobrudzą. Może do trzydziestki przestanę wreszcie załatwiać wszystko przez Internet (bo rozmowy telefoniczne z obcymi ludźmi mnie przerażają, a rozmowy z obcymi ludźmi na żywo to już w ogóle).

Wprawdzie wciąż mam jeszcze sporo czasu, ale warto wiedzieć, do czego dążyć i dokąd zmierzać. Moja to-do-list na trzecią dekadę życia jest już gotowa, a Twoja?

Koniecznie podziel się ze mną swoimi pomysłami – może coś sobie jeszcze dopiszę, co bym się nie zanudziła do tej trzydziechy.