Archiwalne: Klucha Leniwa RZECZY

Jak kupować kompulsywnie?

maxoutcredit

Znasz to, nie? Wchodzisz do sklepu po bułki, a wychodzisz z dywanikiem łazienkowym. Szukasz w Internecie butów na zimę, a kończysz z kostiumem kąpielowym w koszyku. Masz w domu cztery sokowirówki, ale przecież żadnej w kropki, więc ta piąta też się przyda.

Kupujesz kompulsywnie i myślisz, że robisz to dobrze? Dowiedz się, jak robić to lepiej!

Z kompulsywnymi zakupami jest jak z kompulsywnym jedzeniem – nie ma się czym przejmować dopóki nie robisz tego częściej niż raz w miesiącu przed okresem. Można też spróbować narzucić sobie bezpieczną granicę finansową impulsywnego zakupowego szaleństwa, a dodatkowo ustalić niepodlegającą dyskusji listę, czego spontanicznie nabywać nie wolno.

Nie należy więc ulegać nagłej i palącej chęci zakupu: domków na Śląsku, mieszkań w Sieradzu, biletów do Biszkeku, zwierząt i sukien ślubnych. Zwłaszcza tych ostatnich. Oczywiście dużym ułatwieniem jest brak pieniędzy i/lub zdolności kredytowej aż na cztery z tych pięciu zakupów; naprawdę nie wiem jak inaczej zwalczyłabym tak wielką pokusę.

To jak już tę sprawę mamy za sobą, możemy przejść teraz do tych artykułów, które do kompulsywnego kupowania są wręcz stworzone, voila!

upiększacze

– Nie chcę nic mówić, ale powinieneś być ze mnie dumny…

– No dobra, mów co zbroiłaś.

– Byłam w Rossmannie… i kupiłam tylko j e d e n lakier. Tylko jeden! A była promocja!

Ta historia jest prawdziwa i wydarzyła się wczoraj. I jest to też jedyna taka historia w moim życiu w ciągu ostatnich siedmiu lat. Wszystkie inne kończyły się pełnym koszykiem i pustym portfelem. Wprawdzie szafeczka w mojej łazience przeznaczona tylko i wyłącznie na lakiery do paznokci nie chce się domykać, ale przecież posiadana już emalia w kolorze błękitu pruskiego nie może równać się z odnalezioną po latach poszukiwań idealną ultramaryną. Znacie historię o tej dziewczynie, która poszła po papier toaletowy i wydała sto złotych? To byłam ja.

Słodkości

Ten dział w każdym szanującym się supermarkecie, gdzie pod sam sufit piętrzą się stosy chrupiących ciastek, kolorowych szeleszczących papierków i mięciutkich czekoladowych pianek, to miejsce, w którym jak nigdzie indziej krzyżują się drogi kompulsywnego obżarstwa z kompulsywnym zakupoholizmem. To nic, że w domu czeka ledwie napoczęta czekolada mleczna kokosowa, skoro dziś akurat naszła mnie chęć na kwaśne żelki i chałwę. A na jutro wezmę jeszcze draże.

ciuszki

Szczerze nienawidzę zakupów, a w centrum handlowym czuję się mniej więcej jak prezydent Duda odwiedzający w szatni naszą półnagą i spoconą reprezentację piłkarską śpiewającą disco polo. W sklepach stacjonarnych zazwyczaj absolutnie nic mi się nie podoba, ale tu z pomocą przychodzi Internet. A w Internecie podoba mi się stanowczo zbyt wiele rzeczy.

– O nie, nie patrz tak na mnie. Co zmajstrowałaś i za ile?

– Nie zmajstrowałam tylko zainwestowałam.

– …

– Ale zobacz jakie piękne!!!

Bo wiecie… Jak mam w koszyku dwie koszulki za cztery dyszki, a od stu pięćdziesięciu dostawa gratis to aż żal nie skorzystać i nie dobić do dwustu.

Pierdółki

…czyli wszystkie te rzeczy, które nie pasują do powyższych kategorii, ale tak głośno domagały się, żeby zabrać je do domu, że nie mogłam im odmówić. W ten sposób tylko przez ostatnie dwa tygodnie nasza sympatyczna rodzina powiększyła się o termofor-sówkę (chociaż mam już termofor-pingwinka) oraz kapcie w kropki (chociaż pół życia nie chodziłam w kapciach, a teraz nagle mam już dwie pary). A dzisiaj wybieramy się do IKEI, wprawdzie w ściśle określonym celu… ale lepiej trzymajcie kciuki.

Nigdy nie wierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia, jednak ciężko inaczej wytłumaczyć to uczucie, które ogarnia mnie czasem pomiędzy sklepowymi (lub wirtualnymi) półkami. Niekiedy wiem, że to błąd i już po pierwszej wspólnej nocy wiadomo, że nic dalej z tego nie będzie. Wyrzuty sumienia jednak bardzo łatwo zagłuszyć… kolejnym udanym zakupem.