Archiwalne: Klucha Leniwa DUSZA

O filmie, który wyszedł za mną z kina na kosmatych pajęczych nóżkach

the-red-spider_fot_df2f5bea2c

Słyszałam kiedyś, że dobry film to taki, który po seansie wychodzi za Tobą z kina. ,,Czerwony Pająk” raczej nie tyle za mną wyszedł, co wypełznął i na tych swoich kosmatych nóżkach podreptał za mną do domu.

Jeśli znacie mnie choć trochę albo dotrwaliście przynajmniej do 10 punktu mojego jubileuszowego wyznania, z pewnością wiecie już jakim szczególnym uczuciem darzę historie seryjnych zabójców, rytualnych mordów czy krwawej zemsty. Co z tego, że potem boję się własnego cienia, nie śpię po nocach i podejrzliwie przyglądam się współpasażerom w metrze. Ale nie o tym dzisiaj.

Co jak co, ale polskie kryminały w tym dziesięcio- czy nawet piętnastoleciu mają się wyjątkowo dobrze. Mamy Krajewskiego, mamy Bondę, mamy i Miłoszewskiego. Jest z  czego wybierać, no to wybieram i przebieram.

Nieco mniejszy entuzjazm wzbudzają we mnie polskie kryminalne produkcje filmowe – czy to ekranizacje wspomnianych już powieści, czy też własne inicjatywy scenarzystów i reżyserów. W mijającym roku dałam szansę trzem: były to ,,Jeziorak”, ,,Ziarno prawdy” i (najświeższy na tej liście) ,,Czerwony Pająk”. Pójście na ,,Jezioraka” okazało się w 80% pomyłką (te 20% to trochę na pocieszenie, a trochę za dobre nachosy w kinie), ,,Ziarno prawdy” było poprawne, ale nie na tyle dobre, żeby po paru miesiącach móc powiedzieć o nim cokolwiek, za to ,,Czerwony Pająk”

W tym miejscu chciałabym podkreślić jak bardzo cieszę się, iż wreszcie nauczyłam się ignorować oceny filmów na Filmwebie, bo jeszcze całkiem niedawno wyznawałam zasadę ,,poniżej 6 nie schodzę”.

,,Czerwonego Pająka” internauci oceniają na 5,9. O mały włos…

Wiecie dlaczego tak straszliwie chciałam zobaczyć ten film? Obsesyjna wręcz chęć pójścia do kina wykiełkowała w mojej głowie, gdy tylko usłyszałam jedno nazwisko: Woronowicz. Pierwszy raz na dużym ekranie zobaczyłam go 6 lat temu w roli księdza Popiełuszki i już wtedy wiedziałam, że jeśli ktoś w Polsce ma warunki, żeby zagrać seryjnego mordercę i psychopatę, to musi to być on. I oto jest!

0004OYGNEQLS7LFC-C459

Wychodzę z założenia, że filmu nie ma co opisywać – można co najwyżej nieco pokrętnie zachęcić Was do wpisania go na Wasze prywatne listy filmów, które kiedyś obejrzę, jak wreszcie znajdę czas. Oprócz Woronowicza powody, dla których naprawdę warto obejrzeć ,,Czerwonego Pająka”, są co najmniej trzy:

Zdjęcia

Ten film jest piękny. Piękny w swojej brzydocie. Wprawdzie czasy głębokiego PRL-u znam wyłącznie z opowiadań, ale kwaśny zapach komuny czułam niemal w każdej minucie ,,Czerwonego Pająka”. Już od pierwszych scen, zanim ostatecznie uznałam, że ten film warto obejrzeć, wiedziałam, że na pewno warto na niego popatrzeć. Czasami bywa trochę duszno: obrazy te pachną kurzem, spalenizną i grzybem na ścianach, ale naprawdę warto się w nie zanurzyć.

Wyczucie chwili

Zawsze, gdy oglądam jakiś film, stawiam mu w myślach różne warunki i rzucam wyzwania. Myślę sobie na przykład: Jeśli ta scena urwie się w tym momencie to napiszę o Tobie (drogi filmie) na blogu albo Jeśli skończysz się (Ty, drogi filmie) teraz, to uznam Cię za najlepszą rzecz jaką widziałam w tym roku. Pan Koszałka i jego film spełnili 97% moich wymagań, chapeau bas!

Brak odpowiedzi

W przeciwieństwie do większości filmów tego gatunku, sprawcę morderstw poznajemy już na samym początku, ale tajemnic i tak w ,,Czerwonym Pająku” nie brakuje. Reżyser pozostawia nam całkiem spory margines do własnej interpretacji i snucia domysłów, a jak mówi Filip Pławiak (filmowy Karol) – Koszałka celowo daje nam podpowiedzi, ale nie odpowiedzi. Biorąc pod uwagę prawdziwą historię, która była inspiracją dla twórców ,,Czerwonego Pająka”, niedopowiedzenia były tu wręcz konieczne, aczkolwiek coś mi mówi, że to właśnie one mogą być powodem tak chłodnego przyjęcia tego filmu przez internautów.

Dawno nie wyszłam z kina tak zadowolona i z tak silnym poczuciem, że gdybym tylko miała (i umiała) nakręcić film, to właśnie taki. Ktoś powie, że pewnie świadczy to o moich nikłych umiejętnościach jako twórcy, a ktoś inny, że o niskich wymaganiach jako odbiorcy. Ale uwierzcie – z czystym sumieniem polecam Wam film, który wychodzi za człowiekiem z kina na tych swoich koślawych i włochatych pajęczych nóżkach.

PS Tylko nie bądźcie tymi ludźmi, którzy przychodzą spóźnieni na film, przepychają się na “swoje” miejsce na niemal pustej sali studyjnego kina, a potem nagle przypominają sobie, że zapomnieli jeszcze o popcornie…