Archiwalne: Klucha Leniwa LUDZIE

Przychodzi Klucha do lekarza

bj

Przychodzi Klucha do lekarza i od razu czuje się jakby gorzej. Przychodzi względnie zdrowa, z drobną dolegliwością niezagrażającą życiu, ale już od progu przybywa jej lat, siwych włosów i stopni gorączki. Niczym są jednak godziny czekania na twardej (jak – nomen omen – płyta nagrobna) ławce przy towarzystwie, w którym czas ten przychodzi Ci spędzić. A czasu, aby się temu towarzystwu przyjrzeć, będziesz mieć naprawdę sporo…

Przychodzi baba do lekarza…

Ma ze sobą reklamówkę z logo pewnej marki bieliźnianej, w dowodzie zdjęcie sprzed ćwierćwiecza (bo ja, proszę panią, mam dobre geny) oraz ogromnie dużo spraw do załatwienia. Upoważnia ją to do wpadania do gabinetu bez kolejki i bez pukania, zarządzania kolejnością i usadzeniem pozostałych pacjentów, a także wyskakiwania co kwadrans na papieroska (bo państwo mi popilnują krzesełka, prawda?).

Przychodzi dres do lekarza…

wprawdzie z mamusią, ale to nic, bo utracony w ten sposób pierwiastek męskości szybko odzyskuje za sprawą magicznych kurew rzucanych bezwiednie w powietrze oraz wygłaszanych na głos komentarzy na temat współoczekujących. Może to jego urok, może sterydy, a może zespół Tourette’a.

Przychodzi też tatuś…

Niczym szczególnym się nie wyróżnia, ale od razu wiesz, że mocno wczuł się w rolę tatusia, gdyż od progu głośno domaga się przyjęcia bez kolejki, ponieważ przyszedł z dzieckiem. Nie byłoby w tym absolutnie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że dzieciak wygląda co najmniej na gimnazjalistę (czyli dokładnie tak samo jak ja, a mnie niestety nikt nie chciał przepuścić).

Przychodzi gawędziarz…

W dodatku w kaszkiecie, więc od razu wiesz, że będzie wesoło. Mimo że nie uczestniczysz w żadnej z jego wielu prowadzonych równolegle rozmów, bardzo szybko poznajesz jego poglądy na takie tematy jak podatek dochodowy, rwa kulszowa, akcyza na alkohol, ZUS, piłkarska reprezentacja Polski oraz uchodźcy. Wisienką na torcie jest moment, w którym przepuszcza w kolejce 3 osoby, bo jeszcze nie skończył rozmawiać. 

Przychodzę i ja

WP_20150713_12_52_45_Pro
Tak to wyglądało w lipcu: “Jeszcze tylko chwilka, jeszcze tylko 25 osób i zaraz ja!”

Siedzę w kąciku i grzecznie czekam na swoją kolej, niby zajęta czymś w telefonie, ale czujna jak biedronka siedmiokropka na polowaniu. Trochę jestem rozdygotana, bo niewiele sytuacji jest dla mnie bardziej stresogennych niż wizyta u lekarza; nawet do łazienki nie ośmielam się wybrać, co by mi kolejka nie umknęła. Jak już po wszystkim jednak się wybieram to dochodzę do wniosku, że ów dzień jest wyraźnie naznaczony klimatem rodem z American Horror Story… Łazienka spokojnie mogłaby zagrać w części Asylum, za to moi kolejkowi towarzysze to najprawdziwsze Freak Show.

Do lekarza przychodzi też cała masa innych osób, dlatego więc z całego tego towarzystwa najbardziej współczuję (oczywiście zaraz po sobie samej)… lekarzowi. Zwłaszcza, że on w tym Polish Horror Story gra na co dzień.