LUDZIE

Do jakiego wzrostu można bić dziecko?

Biegnące dziecko

Fajnie jest, siedzimy. Siedzimy sobie w tej swojej bańce, gdzie trzymamy się solidarnie za ręce, reagujemy oburzeniem na akty wandalizmu, piętnujemy agresję w przestrzeni publicznej, a na hejt w Internecie odpowiadamy bohaterskim zgłaszaniem komentarzy do administratora. Zachodzimy w głowę, jak można nienawidzić kogoś za to, kogo kocha, nie rozumiemy, jak można wartościować ludzi według odcienia ich skóry, naparzanie kogoś po gębie w imię miłości do klubu piłkarskiego też nas obrzydza.

A potem, jak gdyby nigdy nic, uznajemy, że dziecko to nie człowiek i wzruszamy ramionami, bo przecież…

Klaps to nie bicie

Często mam mdłości czytając komentarze, czasami drżą mi ręce, tak bardzo chciałabym napisać niektórym ludziom, żeby po prostu wzięli rozbieg i mocno uderzyli głową w ścianę. Ale zazwyczaj się powstrzymuję. Jak przeczytam o jeden za dużo i aż mi się ulewa, to zamykam oczy i kartę w przeglądarce.

Właściwie powinnam już przywyknąć, bo nie ma bezpiecznych tematów. Od karmienia piersią, przez zwierzęta futerkowe, aż po LGBT+. Na każdy z nich wypowiedzieć muszą się ludzie, o których w pierwszym odruchu myślę, że to straszne, że żyjemy w tym samym kraju, że mijamy się na ulicy, zamawiamy jedzenie przez tę samą aplikację, a wieczorami patrzymy w to samo niebo.

Tym razem poszło o klapsy.

Już nawet nie chce mi się rozwodzić na temat sami-wiecie-którego (o zgrozo) ministra, bo choćby na to zacne stanowisko mianować mieli samą Dolores Umbridge, to nasze dzieci i tak byłyby względnie bezpieczne, tak długo jak my – rodzice, ciotki, wujkowie, babcie, dziadkowie czy inni dalecy krewni – stalibyśmy po ich stronie.

Tylko czy stoimy? 

Wnioskując po komentarzach, które zmroziły mi krew w żyłach, w większości polskich domów bije się dzieci, choć oficjalnie wcale nie, bo przecież klaps to nie bicie. To tylko standardowa metoda wychowawcza o wieloletnich tradycjach, dzięki której w kraju panuje porządek i dobrobyt, a miliony Polek i Polaków wyrosło na ludzi. Tyle że wcale nie.

Po co bije się dzieci?

A no żeby nauczyć je szacunku. Bo przecież, że szacunek bierze się z poczucia bezsilności i upokorzenia, a nie zaufania i więzi z drugim człowiekiem.

Po co jeszcze? Żeby dziecko dobrze zapamiętało pierwszą lekcję o stawianiu granic. Oczywiście nie jego własnych i nie fizycznych, bo powszechnie wiadomo, że ciało dziecka to dobro wspólne i każdy dorosły może z nim zrobić, co mu się tylko podoba.

Czy można nie bić dzieci?

Można, ale lepiej nie ryzykować, bo to wychowywane bezstresowo dziecko szybko zaczyna terroryzować całą rodzinę i swoje najbliższe środowisko, nie radzi sobie z emocjami, a na każdą trudną sytuację reaguje krzykiem i przemocą fizyczną.

A nie, czekajcie.

To wcale nie o tym dziecku.

To o rodzicach.

Tych od klapsów.

Do jakiego wzrostu można bić dziecko?

Mimo że klaps to nie bicie, nie jest wcale łatwo stać się naocznym świadkiem tej kultowej metody wychowywania młodzieży, gdyż owi rodzice przy ludziach nieco się krygują. Tak jakby jednak trochę się wstydzili, dziwne.

Szkoda, bo chętnie dowiedziałabym się z pierwszej (ciężkiej) ręki, jak to z tymi karami fizycznymi faktycznie jest.

No bo słuchajcie, każdy normalny (to jest: niewykazujący skłonności psychopatycznych) człowiek przyzna, że klaps wymierzony tygodniowemu noworodkowi to jednak lekka przesada. To z kolei sugerowałoby, że istnieje jakaś dolna granica, od której kary fizyczne zaczynają mieć sens.

Czy jest to kategoria wagowa?

A może wiekowa?

Chętnie posłucham, drodzy praktycy, jaką zasadą się tu kierujecie.

Skoro klaps to nie bicie, zapytałabym też, kiedy bicie się zaczyna

Czy między biciem a pobiciem jest taka sama różnica jak między Wrocławiem a Inowrocławiem?

Czy klaps wymierzony w pośladek ma inną wartość wychowawczą niż siarczysty policzek?

A kiedy klapsy nie przynoszą oczekiwanego rezultatu albo dziecko jest już na tyle duże, że biega szybciej niż rodzice… Czy to wtedy przychodzi moment, by porzucić metody siłowe, czy wręcz przeciwnie – należy dostosować siłę uderzenia do masy ciała dziecka?

Znów zgodzimy się pewnie wszyscy, że przełożenie dziesięcio- czy dwunastolatka przez kolano mija się z celem. Czy klaps można w takiej sytuacji stosować wymiennie z szantażem emocjonalnym?

A może z dnia na dzień, po osiągnieciu przez dziecko odpowiedniego statusu, możemy zacząć traktować je jak pełnoprawnego człowieka?

Brzmi nieprawdopodobnie? Chciałabym.

A ja?

Ja jestem dzieckiem wychowywanym bez ani jednego klapsa, tak samo zamierzam wychowywać też moje dziecko. W moim rodzinnym domu hołdowało się takiej kontrowersyjnej zasadzie, że dziecko to człowiek i ma nawet prawo głosu. Ja ze swojego zawsze chętnie korzystałam, jak widać zostało mi tak do dziś.

Jeśli jesteś dzieckiem, wobec którego stosowano kary cielesne, i zbierasz się właśnie do napisania komentarza hej, ale wyrosłam_em na ludzi, to zastanów się tylko, czy dzięki temu, czy jednak pomimo to.

Jeśli zdarzyło Ci się dać dziecku klapsa, pamiętaj, że nie czyni Cię to od razu złym rodzicem i nie wszystko stracone. Potrzebujesz wsparcia, wiedzy, alternatywy? Świetną robotę w tym temacie robi od lat Blog Ojciec, otwarcie pisząc o tym, dlaczego j u ż nie bije dzieci.

A ja tymczasem wyłączam komputer i idę dalej bezstresowo wychowywać swoje dziecko, które pewnie lada chwila mi się za to odwdzięczy i nawet szklanki wody na starość nie poda. Czy jakoś tak.